wtorek, 6 stycznia 2015

II - Hogwart Nocą

Miłość niespełniona to specyficzny rodzaj nienawiści. Miejmy się na baczności przed jej ofiarą - myślącym samotnikiem.


Hagiwara Sakutaro
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Ten głos poznałby wszędzie. Odwrócił się z niesmakiem spoglądając na dziewczynę.
Jej blond włosy zostały trochę potargane przez wiatr, a brązowe oczy patrzyły na niego z wyczekiwaniem. Miała na sobie obcisłą czerwoną bluzkę z dużym dekoltem i przykrótką spódnicę. Na twarzy zauważył jeszcze tonę makijażu.  Całość komponowała się okropnie.

--A jednak może być gorzej.

- Co się tak gapisz Greengeras?  – zapytał z ironią.

- Darco! Jak ty wyglądasz? Jesteś cały mokry – powiedziała najbardziej słodko, jak umiała ignorując jego wcześniejsze pytanie.

Merlinie, dlaczego akurat ona? W podświadomości zaczął snuć plan jak się uwolnić od Astorii, która wciąż skrzeczała mu pod nosem. Nie znosił jej głosu, ani całej jej osoby.

- Wiesz co… Teo tam na mnie czeka – wskazał palcem skraj lasu tym samym przerywając monolog dziewczyny. 

Pomachał jej na pożegnanie, po czym pognał w stronę przyjaciela nie zważając na jej oburzone okrzyki. Kiedy był w połowie drogi zatrzymał się, przeklął głośno i wrócił po miotłę Blaise’a.
~*~
Do Noks Street zawitała noc, kiedy ślizgoni zjawili się przed swoim domem. Tym razem wyglądał inaczej. Deski wciąż miały ciemnobrązowy kolor, a czarne drzwi z dębu nadal stały tam, gdzie powinny, jednak coś się zmieniło. Na werandzie stało krzesło, które samo bujało się to do przodu, to do tyłu. Blaise położył tam nawet waleriane* w doniczce.
Zabini poudawał sobie budowlańca, a zarazem dekoratora wnętrz. W ogródku wywiesił tabliczkę z napisem:

 UWAGA!
Strefa zamieszkana przez prawdziwe gady, zastanów się zanim wejdziesz.


  Tuż obok niej postawił posążek smoka ziejącego co chwilę ogniem.

- Miły ten nasz Blaise – mruknął Teo.

- Tak, aż chce się u nas zagościć – powiedział Draco oglądając dom.

Po pewnym czasie oboje przepychając się nawzajem kto z nich wejdzie pierwszy, niczym dzieci przekroczyli próg mieszkania. Draco wcisnął się pierwszy przed przyjacielem, a na jego twarzy zagościł zwycięski uśmieszek. Nott nie widząc schodka w dół runął jak długi na podłogę. Malfoy złapał się za brzuch nie mogąc powstrzymać narastającego w nim śmiechu przez głupotę przyjaciela.

- Ciekawe, czy będzie ci tak wesoło, kiedy Zabini zobaczy swoją miotłę w takim stanie. – wyparował brunet wstając z mściwą satysfakcją .

Blondyn momentalnie spoważniał i spojrzał na Nimbusa 2001, którego trzymał w ręce.
--Nie wygląda to za dobrze – pomyślał.

Nie zastanawiając się długo otworzył jakiś schowek pod schodami i wrzucił do niego miotłę.

- Tak to wszystko załatwi, a nasz kochany przyjaciel się o tym nie dowie, bo ja wcale mu o tym nie powiem – stwierdził Teodor zmierzając do kuchni.

Kuchnia była typowo w stylu angielskim. Na środku pomieszczenia stała wysepka z blatem, oświetlona dwoma lampami, stały przy niej dwa krzesła. Pod oknem wmurowane zostało coś na wzór małej kanapy. Ogółem chłopcy mieli pełen luksus.

- To oczywiste, że mu nic NIE POWIESZ – wtrącił Malfoy podążając za nim.

- Serio? – zapytał opierając się nonszalancko o jeden z regałów – A to dlaczego?

Draco wziął sobie jabłko leżące w misce na blacie, następnie usiadł przy oknie rozkładając się na sofie i przegryzając owoc.

- Na przykład dlatego, iż nie chciałby usłyszeć o tym, jak zniszczyłeś mu ulubiony…

- Kto, co, komu zniszczył? – do kuchni wpadł wesoły od ucha do ucha Blaise.

Zaskoczeni rzucili okiem na niespodziewanego gościa, który w końcu u nich mieszkał.
- Nic – skłamali szybko.

Czarnoskóry spojrzał, jak na debili.

- No to, który przegrał? – zapytał sugestywnie ruszając brwiami.

Teo wskazał na Draco, któremu nastrój chyba się jakoś ulotnił. Całą jutrzejszą noc miał spędzić w szkole. W dodatku przez własny, głupi, cholerny plan. Ale skąd mógł wiedzieć, że ktoś wpadnie mu na drogę?

- Ja idę pod prysznic - zaczął blondyn przerywając ciszę. – Gdzie łazienka?

- U góry.
~*~

Następnego dnia wieczorem około godziny 22 Draco wybrał się na nocny patrol po Hogwarcie.  Pani McGonagall bardzo się ucieszyła kiedy powiedział, że w każdy poniedziałek będzie mógł pilnować szkoły.  Ogólnie patrole nocą wymyślono po to, aby ktoś niepożądany nie wszedł na teren  Hogwartu, ponieważ jeszcze nie rzucono na niego wszystkich potrzebnych zaklęć do ochronienia. Razem z nim w szkole miało być jeszcze jakieś dziewięć osób, po dwie na różne części obszaru wokół i w budynku. Dobrą stroną tego pomysłu było, iż patrolował teren niedaleko boiska Quidditcha, gdzie bardzo lubił przebywać, natomiast złą, że nieopodal, dokładnie gdzieś koło bijącej wierzby Hermiona Granger również pilnowała przydzielonego jej miejsca. Dlatego też co jakiś czas musieli się na siebie napotykać.

Wiatr smagał jego lekko zaczerwienione policzki, włożył dłonie głębiej w kieszenie płaszcza i szedł dalej. Nie pomyślał o tym, żeby zabrać ze sobą jakikolwiek szalik czy czapkę, ale tak było mu dobrze. Zimno dobrze wpływało na Dracona, dzięki temu mógł chociaż trochę ostudzić swoje emocje, zebrać się w całość. Ciemność wyłaniała się spod pierzastych szarych chmur, jedyne oświetlenie dawał schowany już nieco księżyc.
Co jakiś czas przechodził obok gryfonki. Za którymś już nie mógł się powstrzymać i mocno szturchnął ją w ramie, powodując tym samym jej upadek.
Dziewczyna zacisnęła zęby i podniosła się z zimnej trawy. Twarz miała wykrzywioną w grymasie złości, a krew napłynęła jej do twarzy.

- Jakiś problem?!

- Skądże – odparł ironicznie – Miałem patrzeć czy jacyś intruzi nie wchodzą na mój teren, a jeden z nich właśnie na niego wpadł. Dosłownie.

Hermiona szczerze miała go już dość. Czy do końca jej życia będzie dręczył ją swoimi odzywkami? Teraz, albo nigdy, musiała mu wreszcie wszystko wygarnąć, niech sobie nie myśli, że z niej wolno tak wyszydzać. W czasie wojny uczennica domu Godryka Gryffindora dużo zrozumiała, owszem zawsze miała w sobie odwagę, a teraz doszło jej trochę pewności siebie, stała się silniejsza oraz oporniejsza. W końcu I tak nie ma NIC do stracenia.

- Nie sądzisz, że najwyższy czas coś w sobie zmienić? Chodzisz za ludźmi, którzy nie mają czystej krwi i uprzykrzasz im życie. Co ci to daje, co? – zapytała naprawdę wytrącona z równowagi. – Chcesz poczuć się jak twój ojciec, być taki sam? Zobacz jak skończył, a wtedy pewnie przejrzysz na oczy.

Chłopak miał zamiar coś powiedzieć, ale dziewczyna stanowczo mu przerwała.

 - A może tak naprawdę w głębi serca robisz to wszystko tylko dlatego, że nie możesz być tacy jak inni? Odpychasz od siebie szansę jaką ofiarował ci los. Ja swoją wykorzystam Malfoy, a ty mi w tym nie przeszkodzisz.

Skąd miała wiedzieć, że to właśnie on zburzy cały porządek jej życia i zmieni je jak nikt inny? Wprowadzi harmider, rozpęta tornado, zagłuszy spokój.
Po tej wypowiedzi dźgnęła go palcem oskarżycielsko w pierś. Potem popatrzyła mu w oczy, stalowoszare, nie wyrażające jakichkolwiek uczuć, puste niczym otchłań. Zrozumiała, iż osoba stojąca przed nią nie posiada serca, tylko zwykły kamień twardy jak lód. Pokręciła głową, po czym pobiegła w stronę zamku.

Draco wciąż stał w miejscu, lustrując, znikającą w ciemności Hermione. Nawet nie był na nią wściekły. Być może dlatego, że po prostu miała rację. Z roku na rok coraz bardziej popadał w obłęd. Upodabniał się do Lucjusza Malfoy, osoby, którą nienawidził najbardziej na świecie. Nie chciał być taki jak on: bezlitosny, despotyczny, oschły potwór.

Leżał samotnie na trawie, wokół mając za towarzysza jedynie boisko do Quiddicha. Czy rzeczywiście był podobny do ojca? 
Nie jesteś złym człowiekiem, Draco w głowie rozbrzmiał mu głos Albusa Dumbledora.
Czy dyrektor Hogwartu powiedział mu wtedy prawdę, czy raczej były to tylko puste słowa? Ślizgon już sam nie wiedział w co ma wierzyć. Przez jego umysł przemykało tysiące myśli; jedne szybowały uporczywie wywołując ból, jak smok, który opiły po padliny próchnie, inne delikatnie przelatywały dając nadzieję na nową, lepszą przyszłość. Odkąd pamiętał pragnął jedynie wolności. Wolności, jakiej nie potrafili podarować mu rodzice.
I oto kim przez nich się stał.
Zacisnął dłoń na trawie, po chwili mocno wyrwał trawę z ziemi. Gdyby nie sławny pan Potter siedziałby teraz w Azkabanie, albo już po rostu by się spalił żywcem. Zeznania Wybrańca uchroniły go przed karą w więzieniu . Gryfon poszedł poszedł do samego Ministra Magii, czym również oczyścił z zarzutów Draco. 
Być może powinien był mu wdzięczny, lecz czuł raptem rosnącą w nim frustracje. Wcale nie potrzebował litości. Działał sam i zdany był tylko na siebie. To leżało w jego naturze.

***
* kwiat używany do wywaru Żywej Śmierci, ma też właściwości lecznicze, hodował go Hagrid

Przepraszam was, bo rozdział miał być dłuższy, ale jakoś mi nie wyszło :<
Błędy sprawdzę jutro. 
A i założyłam zakładkę "SOWIARNIA" po to, abyście tam powiadamiali mnie o rozdziałach, a nie w komentarzach, bo robi się mały spam. 

Pozdrawiam 
Noxella Lux 


poniedziałek, 29 grudnia 2014

I - Noks Street

Żaden dzień się nie powtórzy,nie ma dwóch podobnych nocy,dwóch tych samych pocałunków,dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

Wisława Szymborska


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Jak to zazwyczaj w sierpniu słońce dopiekało. Jego złociste promienie oświetlały całą dzielnicę Noks Street, oczywiście czarodziejską dzielnicę. W jednym z jej zakątków stał zwyczajny dom, przynajmniej tak by się mogło wydawać, bo przecież tutaj nic nie mogło być tak całkiem normalne.
 Około godziny 16:30 pod Noks Street 13 podjechał samochód ciężarowy ze sporą zawartością wewnątrz. Tuż za nim na swych miotłach lecieli trzej, dość elegancko ubrani czarodzieje. Mknąc i zarazem zawzięcie rozmawiając, nie zauważyli, że ciężarówka przed chwilą się zatrzymała. Dwóch z nich z głuchym grzmotem wpadło na tylne drzwiczki pojazdu, mocno przy tym obijając siebie nawzajem. Niemniej jednak jeden z nich zahamował w ostatniej chwili.

- Jak zwykle, najlepszy refleks – na jego twarz wpełzł cwaniacki uśmieszek.

Czarodzieje leżący na podjeździe wstali i strzepnęli kurz ze swoich koszuli. Wkurzeni lekko swoją nieuwagą przeklęli pojazd.

- Czyżby? A czy to nie czasem zasługa twojej nowej Błyskawicy Venus?- zakpił Teodor.

To pytanie nie wywarło jednak zamierzonego efektu na Draco. On aż kipiał pewnością siebie. Wiedział, że jest najlepszy, nie bez powodu został kapitanem drużyny Qudditcha na szóstym roku w Hogwarcie i był świadomy, iż zostanie nim znów. Skoro Teo nie wierzy w jego zdolności to ma na to sposób.

- To co Nott, może się wykażesz?- powiedziawszy to wzniósł się w powietrze i rozejrzał po okolicy. Na lewo zobaczył las zwany „Diabelskie Sidła”. - Idealnie.

Zleciał w dół, lądując przy tym z wrodzoną gracją.

-Rozwiń swą wypowiedź Draco- powiedział mrużąc oczy niczym kot. Blondasek znów coś kombinuje, ale on da radę każdemu wyzwaniu. Nie jest tchórzem. Nawet wiedząc, że gdy chłopak coś wymyśli, nigdy nie wynika z tego nic dobrego.
-- Zwłaszcza z tą miną - dodał w myślach.

Niestety jego konkluzje zostały przerwane.

- Mówię o wyścigu. Kto jako drugi z nas dotrze do „Diabelskich Sideł” ten…- tu się na moment zatrzymał, rozważając zakład- Ten zgłasza się na nocną zmianę do psorki McSztywnej przy odbudowie Hogwartu - Malfoy wyciągnął dłoń pewny swego.

Zabini patrzył na całą tą sytuacje z dość specyficznym grymasem. Chociaż się do tego przyzwyczaił przez te wszystkie lata przebywania z tymi bufonami, wiedział, że zakłady to ich specjalność.

- Zgoda- mruknął brunet i uścisnął dłoń przyjaciela. – Tylko jest jedno „ale”, bierzesz miotłę Blaise’a. Ma taką samą jak ja, więc szanse będą wyrównane.

Wymieniony czarodziej spojrzał na nich tępo. Co oni sobie myśleli? Chcieli żeby tak po prostu oddał im swojego Nimbusa 2001? Nie ma mowy.

- A więc ja nie mam tu już nic do powiedzenia?- zapytał mierząc ich wzrokiem. - Genialnie.

Draco widząc, iż przyjaciel nie ma najmniejszego zamiaru oddać mu swojego „skarbu” przywołał jego miotłę zaklęciem. Oburzony zachowaniem blondyna Zabini zawołał do niego, gdy ten wzbił się już do góry:

- Zostaw na niej choć jedną rysę pirma-balerino, a nie żyjesz!

Niezbyt przejęty reakcją czarnoskórego prychnął tylko w odpowiedzi. Nott nie czekając dłużej również uniósł się w powietrze. Kiedy tamci się kłócili on wymyślił plan, w przeciwnym razie nigdy nie wygrałby z Malfoy’em.

- Na trzy – zawołał.

- No świetnie! - zawołał Zabini z dołu. - Mną się nie przejmujcie, pozwiedzam sobie trochę, a tak przy okazji zgarnę największy pokój!

Ale przyjaciele już go nie słyszeli i chwilę potem oboje szybowali z zapałem w stronę lasu. Chmury zakrywały jasne niebo, dzięki czemu słońce nie raziło ich po oczach. Brunet chcąc się popisać zlatywał coraz niżej nad kominami mieszkańców. Draco postanowił nie być gorszym i również robił to samo. Wyprzedził przyjaciela, a do mety pozostało mu niecałe pięćset metrów, obejrzał się do tyłu chcąc pokazać Teodorowi środkowy palec. Nie było to jednak realne, bo na jego nieszczęście wpadł na coś…, a raczej na kogoś. Oboje strąceni z mioteł, wyraźnie zaskoczeni tą dziwną sytuacją powoli spadali w dół. Chłopak usilnie chciał zobaczyć osobę, która właśnie zniszczyła jego zwycięstwo, jednak w tej chwili było to niemal niemożliwe. W końcu z głośnych pluskiem wpadli do wody. Malfoy chwilę przed zanurzeniem nabrał powietrza do płuc, siła ciężaru zatopiła go dość głęboko. Przeklął w myślach osobę odpowiedzialną za jego upadek. Przy najbliższej okazji dokona zemsty. Choć błąd wcale nie leżał po stronie przeciwnika, tylko przyczyniło się to przez nieuwagę ślizgona, sam nigdy tego nie przyzna. Całą winę miał zamiar zwalić na drugiego czarodzieja.

W jeziorze, bo sądził, iż to właśnie w nim się znajdował, panował mrok, a zimna ciecz docierała do każdej części jego organizmu. Postanowił działać szybko, napiął wszystkie mięśnie ciała i płynął w stronę światła, kiedy to wreszcie wyłonił się na powierzchnie zaczerpując tlenu. Nie było tak źle. Sekundę później z wody wystąpiła kobieta i obróciła się w kierunku blondyna. Gdy ich spojrzenia skrzyżowały się, do oczu napłynęły im iskierki nienawiści. Jedno słowo padło z jego ust:

- Granger.

W jej czekoladowych tęczówkach wyczuł irytację oraz złość.

- Brawo Malfoy. Za tak nieprzewidywalne spostrzeżenie powinieneś dostać nagrodę Nobla! – wysyczała, wściekła za to, że przez niego wylądowała w tym jeziorze.

- Jeśli w ogóle wiesz co to takiego, a szczerze w to wątpię – dodała pod nosem.

Popatrzył na nią z równym gniewem co i ona.

- Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdybym po drodze nie napotkał Ciebie, wstrętna szlamo – odparł rozdrażniony.

Czekał, aż na jej twarzy pojawią się łzy albo chociaż ból, czy cierpienie, to coś, co zawsze dawało tą mu niezłomną uciechę. Lecz nic takiego się nie wydarzyło.

-- Nie dzisiaj – pomyślała. – Nie dam mu tej cholernej satysfakcji.

Po wojnie wszystko się zmieniło. Ona się zmieniła. Te jego głupie odzywki, szczerze jej teraz latały i powiewały. Kiedyś przez to płakała, tak ogromnie ją ranił, ale to już zniknęło, ponieważ z biegiem czasu zrozumiała, że nie ma sensu. Bo to był Malfoy, a on najzwyklej w świecie taki jest i raczej się nie zmieni. Nawet po wojnie.

Złapała tylko za rączkę miotły, która wcześniej wypłynęła z wody i sama podryfowała do brzegu. Naprawdę zdziwiony oraz trochę wkurzony reakcją gryfonki, poszedł w ślady dziewczyny. Stała teraz przy Raptuśniku, wyżymając ubrania z cieczy.

- A gdzie zgubiłaś swoją „Złotą Gromadkę”? Czyżby mieli cię już dosyć? – usta wykrzywił mu arogancki uśmieszek.

- Uciekli, gdy cię zobaczyli – zaakcentowała starając się na sarkazm. Przez niego musiała wracać do domu pieszo, bo miotła do niczego się nie nadawała dopóki nie wyschnie, a zaklęcie suszenia nic tu nie zdziała.

- Aż tak się mnie boją? – nie dawał za wygraną.


- Chyba raczej przebywania z kimś tak do reszty skretyniałym jak ty. – Palnęła, zanim zdążyła ugryźć się w język.

Tego było za wiele. Złapał ją za ramię, po czym gwałtownie przycisnął do drzewa.

- Słuchaj no. Możesz sobie być zbawczynią czarodziejskiego świata, przyjaciółką sławnego Pottera, czy najmądrzejszą dziewczyną od czasów Roweny Ravenclaw, ale nie waż się mówić takich rzeczy o mnie w mojej obecności. Nigdy więcej. Jasne?

Poczuł jak puls i oddech jej przyśpieszają. Bała się. Po chwili patrzenia na niego z wrogą zawziętością kiwnęła tylko lekko głową i wyrwała się z jego uścisku. Co za palant. Było gorąco, więc nie miało sensu wysuszać ubrania, postanowiła poczekać aż samo wyschnie w drodze. Następnie ruszyła w stronę swojego domku, mieszczącego się jakiś kilometr stąd. Nie zaszczyciła ślizgona nawet jednym spojrzeniem.  

Draco chwilę patrzył za znikającą gryfonką, następnie ze złością zdjął z siebie przemoczoną koszulkę i walnął ją na ziemie. Zwrócił głowę w stronę Diabelskich Sideł, gdzie zobaczył machającego do niego wesoło Teodora.

- Ten dzień jest okropny! Gorzej być nie może – warknął dając wyraz swej frustracji.

- Jejku! Dracon A co ty tu robisz? – zapytał ktoś zza jego pleców.

***
Pierwszy rozdział do waszych usług :D

Pozdrawiam
Noxella Lux

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Prolog

Kojąca, klasyczna piosenka dochodziła z głośników radia. Dziewczyna bujała się na fotelu w rytm muzyki, była tak podekscytowana tym spotkaniem, że ledwo mogła utrzymać kierownice w dłoniach. Jeszcze tylko dwie przecznice dalej i będzie na miejscu. Uczucie szczęścia prawie eksplodowało w niej, kolejny raz od ostatnich miesięcy.
Z tego całego podniecenia o mało nie wjechała w kosz na śmieci zatrzymując się przed domem.
-Spokojnie Hermiona – powtarzała sobie. – Byłaś tu tydzień temu… Rozmawiałaś z nimi, teraz wystarczy tylko ich odczarować!
Siłą przekonywała się, iż dokonuje właściwego wyboru. Otworzyła drzwiczki pojazdu, zaczerpnęła głębokiego oddechu, następnie sprawdziła czy różdżka znajduje się w jej kieszeni i ruszyła przed siebie. Kiedy miała zamiar zapukać do śnieżnobiałych drzwi, one same się przed nią rozwarły. Ze zdziwieniem weszła niezbyt pewnie do mieszkania otrzepując przy tym buty na wycieraczce. Nagły powiew wiatru zamknął za nią drzwi. Odwróciła się instynktownie, już na progu coś jej nie pasowało, wiedziała, że ktoś ją uprzedził, że był tu przed nią.
- Halo? Jest tu ktoś?
Nie otrzymała odpowiedzi. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł jej po plecach. Szybkim krokiem obeszła cały dom, ale nigdzie ich nie znalazła.
- Może wyjechali gdzieś na weekend? Do rodziny albo, żeby pobyć sam na sam? – dawała sobie złudne nadzieje.
Chociaż… zostało jeszcze jedno pomieszczenie. Wzrok Hermiony utkwił w wejściu do piwnicy. Ledwo zauważyła a już powoli schodziła po skrzypiących schodach, neutralnie cicho, tak jak gdyby chciała, aby nikt jej nie usłyszał. Jednak to co zobaczyła na dole było najgorszym przekleństwem jakie mogła ujrzeć. Źrenice dziewczyny powiększyły się zanadto, a do jej czekoladowych oczu zaczęły napływać łzy.
- To nie może być prawda! – krzyczała. – Nie może!
Czuła jak nogi się pod nią uginają, czuła, że upada w jakąś otchłań, która nie miała mieć końca.

- Już dobrze, to tylko zwykły koszmar – usłyszała ciepły głos nad sobą.
Leżała na łóżku skulona pod kocem, cała zalana potem. Jak przez mgłę odnalazła wzrokiem Ginny.
- Tak to tylko głupi sen – zapewniła siebie w duchu.

*** 
Witajcie! To moja pierwsza notka na tym blogu i jestem ciekawa jak spodobał wam się prolog. (czytaj: Czy w ogóle wam się spodobał). Tak więc dziękuje za przeczytanie.

Pozdrawiam
Noxella Lux

Prorok

Nowy rozdział pojawi się dopiero 15 lutego, ponieważ na razie brakuje mi trochę czasu :C

Jakiekolwiek pytania kierujcie tu:
http://ask.fm/ilint